Stefan Pytel, wolontariusz Fundacji Harambee Polska oraz student Politechniki Warszawskiej, od ponad dwóch lat z rodziną pomaga mieszkańcom Afryki. W 2017 roku spędził niespełna miesiąc w Kenii m.in. remontując budynki.

Europejczycy są dla większości Kenijczyków dużą atrakcją, zwłaszcza dla dzieci, które często po raz pierwszy widzą białego człowieka, fot. archiwum prywatne Stefana Pytela
Natchnieniem do założenia Fundacji Harambee Polska była podróż w 2013 roku doktora Jacka Pytela oraz jego syna Wojtka, wówczas studenta medycyny.
– Polski oddział Harambee to krajowa część ogólnoświatowej fundacji, którą założył mój tata 3 lata temu – wyjaśnia Stefan Pytel, student mechaniki i budowy maszyn na Wydziale Samochodów i Maszyn Roboczych Politechniki Warszawskiej. – Wszystko zaczęło się od mojego starszego brata, który szukał zagranicznych praktyk. Wszędzie, gdzie się zgłaszał, kazano mu za taką możliwość płacić spore pieniądze. Zaczęliśmy szukać trochę dalej i tak trafiliśmy na Kenię. Okazało się, że mój brat byłby tam bardzo potrzebny. Do Kenii pojechał na miesiąc razem z moim tatą, który jest chirurgiem. Tam, pośrodku niczego, leczyli wszystkich i wszystko. Tak narodził się pomysł, aby zrobić coś więcej.
Dzięki zdobytemu doświadczeniu i kontaktom, rok później ojciec i brat Stefana umożliwili wyjazd do Kenii trzem studentom z Poznania. Po ich powrocie została założona fundacja, która w zaledwie kilka miesięcy od rozpoczęcia działalności, wysłała do Kenii kontener sprzętu medycznego.
Fundacja w Polsce działa bardzo aktywnie. – Nie tylko zbieramy pieniądze na zakup sprzętu medycznego, ale również wysyłamy do Kenii osoby do pomocy – opowiada Stefan. – Są to głównie studenci medycyny. Obecnie planujemy wysyłać także młodsze osoby – uczniów, którzy chcieliby pomagać.
To nie są wakacje w Sheratonie
Student SiMRu pierwszy raz pojechał do Kenii ponad 2 lata temu. Tegoroczny wyjazd planował przez kilka miesięcy. Na miejscu mieszkał u księdza i pracował głównie na terenie parafii. – Razem z trójką studentów z Hiszpanii, dwójką chłopaków z Polski i moim tatą w lipcu pojechaliśmy do Kenii. Byliśmy tam ponad 20 dni – mówi. – W czasie niespełna miesięcznego pobytu udało się nam m.in. posadzić kilkaset drzew, pomalować kościół i wybudować kaplicę.

Wolontariat pozwala docenić to co się ma w życiu, fot. archiwum prywatne Stefana Pytela
Przed podróżą Stefan był na bieżąco z aktualną sytuacją polityczną w Kenii. Było to szczególnie ważne ze względu na zaplanowane w tym czasie w Afryce wybory. – Nie był to najspokojniejszy czas. Zazwyczaj wybory odbywają się w bardzo nerwowej atmosferze i tak było również tym razem. Z tego względu wyjechaliśmy wcześniej – wyjaśnia.
Wolontariat w Kenii to nie wakacje na Seszelach czy pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu. Decydując się na tego typu wyjazd należy pamiętać o ubezpieczeniu się. Tutaj trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność – ciężkie choroby czy ewakuację z niebezpiecznego terenu.
O czym należy jeszcze pamiętać? – Przed wyjazdem trzeba się zaszczepić m.in. na żółtą febrę, a podczas pobytu codziennie brać malarone. Jeszcze w Polsce dobrze jest sprawdzić czy region, do którego się wybieramy jest zagrożony malarią czy nie – radzi Stefan. – Trzeba przygotować się również na zmianę sposobu żywienia, która często skutkuje problemami żołądkowymi.

Byliśmy często zapraszani do domów lokalnych mieszkańców, fot. archiwum prywatne Stefana Pytela
Istotny jest też odpowiedni ubiór: nakrycie głowy, zakryte buty, które chronią nas przed zachorowaniem. – Bardzo ważne jest, aby nie chodzić w otwartych butach. Zwłaszcza dotyczy to chodzenia po mokrej trawie – ostrzega Stefan. – Znane są takie przypadki, gdy ktoś nie przestrzegał tej zasady, co później skutkowało poważnymi problemami zdrowotnymi i pasożytami. Na taki wyjazd warto zabrać także te buty, których już nie potrzebujemy, aby później zostawić je mieszkańcom.
Lokalni mieszkańcy zapraszali nas do siebie
Europejczycy są dla większości Kenijczyków dużą atrakcją, zwłaszcza dla dzieci, które często po raz pierwszy widzą białego człowieka. Podbiegają, dotykają skóry i zaczynają płakać, piszczeć i uciekać. Starsi mieszkańcy są raczej pozytywnie nastawieni. – Byliśmy często zapraszani do ich domów – opowiada nasz student. – Spotkała nas tylko jedna niemiła sytuacja, gdy pewna osoba kazała nam wyjeżdżać. Za to słyszałem opowieści związane z fotografowaniem lokalnej społeczności, jak chociażby ta, gdy mieszkańcy poprosili o usunięcie zrobionych zdjęć, ponieważ obawiali się, że wraz ze zdjęciem, fotograf zabrał ich duszę i zamknął w aparacie fotograficznym.
Wolontariat – warto!
Zapytany o korzyści płynące z wolontariatu, Stefan wymienia m.in. możliwość poznania innej kultury czy okazję do nauczenia się nowych rzecz, jak chociażby wyrabiania cegieł. – Taki wolontariat pozwala docenić to, co ma się w swoim życiu – mówi Stefan. – Jeżeli poprzez moją pracę mogę komuś pomóc, jeżeli mogę sprawić, że pojawi się uśmiech na twarzach dzieci, to czuję, że to wszystko ma sens i z chęcią będę dalej pomagać.